OCENA: 4
Potężna fala niecierpliwości zdążyła przepłynąć przez moje
ciało w oczekiwaniu na ten krążek. Zbierała się ona we mnie od momentu mojego
pierwszego kontaktu z twórczością Ciry, tj. po tym jak Zamar podrzucił mi do
sprawdzenia „Zapracowanego obiboka”. Do dziś pamiętam ten dzień, gdyż materiał zrobił na mnie monumentalne wrażenie,
niczym na mieszkańcach Żuław Wiślanych Mount Everest. Emocje zostały dodatkowo
podsycone informacją, iż raper jest rysownikiem. Po zapoznaniu się z pracami
wychodzącymi spod jego ręki stwierdziłem, że jego talent zamienia nie tylko słowa, ale
również kreski w dynamit.
2008. To właśnie w pierwszej połowie tego roku do rąk moich trafiła
płyta białostockiego duetu. Z gorączkową obsesją i obłąkaną charyzmą zacząłem szukać. Obracałem,
otwierałem, zamykałem, przekładałem… JEST! Znalazłem… I uśmiech znikł z mej twarzy. Twórcą designu nie Cira, a ALCO jest.
CD zostało umieszczone w jedno-skrzydełkowym digipacku. Na
okładce widać dwóch białostoczan (w domyśle), którzy stoją na dachu jednego z budynków. Przed nimi rozpościera się
panorama płonącego miasta. Przez pewien czas myślałem, że jest to zdjęcie
Białegostoku, jednak kiedyś udało mi się trafić na opis mówiący, iż jest to fotografia jednej z (bodajże) Indyjskich metropolii (ciekawe ile w tym prawdy?). Same płomienie są przedstawione w bardzo prostej formie, co potęguje
symbolikę przesłania. Warto zwrócić uwagę, iż jedna z postaci trzyma w ręku odpalony koktajl
Mołotowa, co tłumaczy kto jest bohaterem ognistego zamieszania. Patrząc na tą
okładkę, jej rewolucyjny charakter z ogromnym impetem uderza w twarz, niczym
Zonda w Andach. Jednak klimat owej rewolucji nasiąknięty jest pewnym patosem,
smutkiem, sentymentem do czegoś co tkwiło w bohaterach bardzo głęboko. Nie niesie ona ze sobą przekonania, że koniecznym działaniem jest ścięcie głów,
tym którzy się nie przyłączyli. Ona raczej szepcze: „Zrobiliśmy to, co było konieczne”. Ta okładka to jedna z nielicznych w mojej kolekcji, która jest odpowiedzialna za nawałnice dreszczy na mej
skórze. Gdy długo wpatruję się w ten obraz, czasami mam wrażenie jakbym stał na
tym budynku, za tymi chłopakami, czuł zapach benzyny i gorący powiew ze strony
płonącego miasta. I jestem spokojny, bo zakorzenione jest we mnie przekonanie,
że podwalinami pożaru są słuszne sprawy.
Zaglądając do środka widzimy niedbale powycinane zdjęcia
osób, które w znaczący sposób wpłynęły na Cirę i Nikona, natomiast pomiędzy fotografiami znajdują się podziękowania. Warto zauważyć, iż napisane są one odręcznie, nie
została tu użyta gotowa czcionka, za
co wielki props. Zanika tu jednak hipnotyzujący charakter z okładki. Nawał
krzywo powycinanych zdjęć oraz opasających ich słów wytwarza w moim mózgu efekt podobny
do tego, pojawiającego się po spożyciu znacznej ilość wódki, gdy krzyczę: NIE OGARNIAM! Pierwsze odczucia podpowiadały: „Co
to w ogóle ma być?”. Jednak uparłem się, pogłówkowałem, wiedziałem, że
gdzieś musiał kryć się głębszy sens. Znalazłem!?
Wybucha rewolucja, wszystko wokół płonie, zniszczenie pożera
to, co na drodze swej napotka. W mieszkaniach prym wiedzie Pan Demolka, ludzie pakują w nerwowym pośpiechu
rzeczy, na których im najbardziej zależy, w powietrzu wyczuć można smród paniki.
Skrawki papierów, dokumentów, zdjęć walają się wszędzie… Teraz już rozumiecie?
Panuje jedno wielkie NIEOGARNIĘCIE. Ta „niby” słaba okładka to gejzer, z którego
tryska koncept.
Pod płytą znajdziemy kolejny świetny pomysł. Otóż grafika
przedstawia przewrócony kanister, z którego wypływa benzyna oraz charakterne słowa, wyjaśniające kto oprócz
Nikona i Ciry jest odpowiedzialny za
mentalny pożar, czyli kto w powstawaniu płyty palce maczał.
Jedyne co odpycha to grafika na krążku, niezgrabnie
wkomponowana, wrzucona na szybko, jej kolor odbiega od całości, jak i tył
płyty, który nie wnosi nic nowego i wygląda niezbyt zachęcająco. Psuje to całościowy efekt, który mozolnie
wypracowuje pozostała część grafiki z okładką na czele.
Ciekawostka: Na tyle opakowania widnieją logotypy sponsorów/patronów. Drugie, trzecie oraz piąte logo od lewej są idealnymi przykładami pt.
„Jak stworzyć niezrozumiały znak firmowy", czyli
idealna postać katastroficznego logotypu. Przy próbie rozszyfrowania nawet Enigma nic tu nie wskóra.
Reasumując, Cira & Nikon wraz z ALCO DUDES
serwują nam płytę klimatyczną i zagadkową, niczym tracki Gres’a słuchane o
północy, przy dźwięku starego zegara dającego znak, że to księżyca czas. Mam
ciary na plecach, gdy z mentalnym zaangażowaniem zawieszam się na okładce,
która znakomicie nawiązuje do tego, co na krążku usłyszymy. Oto właśnie chodzi!
I mimo pewnych niedociągnięć, do płyty mam ogromny sentyment za to, że potrafi zalać moją głowę rozkminkami, niczym tsunami zalewa nadbrzeżne miasta.
PPS Klimat, o którym pisałem został świetnie ukazany w teledysku:
"Pali się".
Tyle.