wtorek, 29 listopada 2011

Te-Tris - LOT2011





 



 OCENA: 5










     Album koncepcyjny… okładka koncepcyjna… wypadałoby i w recenzję koncept wpleść…
     Nadszedł dzień, w którym podróż dookoła świata z ulotnych marzeń powoli przeistaczała się w niepodważalny fakt. Bilet zakupiony. Na lotnisku zjawiłem się o świcie, gdyż podniecenie i ekscytacja z charyzmą rodziny Mansona dokonały mordu na śnie. Hala odlotów przywitała mnie żółtym napisem LOT2011, wyznaczając kierunek dalszej drogi. Miejsce to wyglądało zwyczajnie, jego charakter nie podpowiadał, iż jest przedsionkiem lotu marzeń, który za chwile miał mnie czekać. 

Przyszedł czas odprawy. Pani z uśmiechem odkrywającym dolne szóstki złapała za paszport. Już pierwsza strona podpowiadała, iż nie był prawiczkiem, w tych sprawach. Pieczątki poderwane przez niego pochodziły z całego świata. Od Australii, przez Indie, po Rzym.  Zostawiały na nim ślady niczym szminka z ust kochanki na kołnierzyku służbowej koszuli. Byłem z niego dumny... był najwierniejszym skrybą moich wojaży.

     Usiadłem wygodnie w fotelu, tuż przy oknie. Samolot wystartował, lekkie turbulencje i czuję, że suniemy po niebie leniwie, tak jak ślimak zostawiając za sobą wyraźny ślad. Błękitne przestworza wprowadzają mnie w zakłopotanie. Jestem w samolocie? A może nurkuję w głębi nieskazitelnie czystego oceanu? Czuję się cudownie.

Zatopiony w atmosferze relaksu, niczym komar w bursztynie, złapałem za bilet. Dopiero wtedy spostrzegłem, że jest pusty… Leciałem tam gdzie chciałem, leciałem tak jak chciałem. W ustach poczułem słodki posmak… tak smakuje Wolność.

Wyjrzałem przez okno, Cirrusy były pod nami. Wtedy zrozumiałem, że wznieśliśmy się przerażająco wysoko. Chmury zniknęły, wytężyłem wzrok, wtedy osłupiałem z wrażenia. Ujrzałem kontury kontynentów, ogrom oceanów, piękno globu… Przez chwile zwątpiłem, w to co wpajał mi Biggie, gdyż Sky już nie było limitem… Zrozumiałem, że jeśli dam z siebie wszystko, będę ponad tym wszystkim, cały świat będzie w zasięgu ręki. Przerażenie zastąpiło oświecenie. 

I wtedy przypomniałem sobie halę odlotów, napis LOT2011, zrywający się do lotu samolot, strzałkę wskazującą kierunek drogi… To był początek niesamowitej, mentalnej podróży. Lot w głąb samego siebie.



Otworzyłem oczy, obrazy rozpłynęły się jak we mgle King’a. Zobaczyłem jak papierowy samolot kręci się w powietrzu, ostro pikując. Jak pięknie jest marzyć…









Reasumując okładka tak jak muzyka zabrały mnie w podróż wśród chmur pełnych rozmyślań. Design doczepił mi skrzydła pozwalające na podróż marzeń, samolotem, którego pilotem był Te-tris. Panie Adamie, oklaski za genialny lot! Brawa również dla mechanika: s78.

PS Jeśli nie zrozumiałeś recenzji, odpuść sobie tą płytę, będzie dla Ciebie jedynie stekiem słów, których sensu nie rozszyfrujesz.


Tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz