OCENA: 5
Album koncepcyjny… okładka koncepcyjna… wypadałoby i w
recenzję koncept wpleść…
Nadszedł dzień, w którym podróż
dookoła świata z ulotnych marzeń powoli przeistaczała się w niepodważalny fakt.
Bilet zakupiony. Na lotnisku zjawiłem się o świcie, gdyż podniecenie i
ekscytacja z charyzmą rodziny Mansona dokonały mordu na śnie. Hala odlotów
przywitała mnie żółtym napisem LOT2011, wyznaczając kierunek dalszej drogi. Miejsce to wyglądało zwyczajnie, jego
charakter nie podpowiadał, iż jest przedsionkiem lotu marzeń, który za chwile
miał mnie czekać.
Przyszedł czas odprawy. Pani z
uśmiechem odkrywającym dolne szóstki złapała za paszport. Już pierwsza strona
podpowiadała, iż nie był prawiczkiem, w tych sprawach. Pieczątki poderwane przez
niego pochodziły z całego świata. Od Australii, przez Indie, po Rzym. Zostawiały na nim ślady niczym szminka z ust
kochanki na kołnierzyku służbowej koszuli. Byłem z niego dumny... był
najwierniejszym skrybą moich wojaży.
Usiadłem wygodnie w fotelu, tuż przy
oknie. Samolot wystartował, lekkie turbulencje i czuję, że suniemy po niebie
leniwie, tak jak ślimak zostawiając za sobą wyraźny ślad. Błękitne przestworza
wprowadzają mnie w zakłopotanie. Jestem w samolocie? A może nurkuję w głębi
nieskazitelnie czystego oceanu? Czuję się cudownie.
Zatopiony w atmosferze relaksu,
niczym komar w bursztynie, złapałem za bilet. Dopiero wtedy spostrzegłem, że
jest pusty… Leciałem tam gdzie chciałem, leciałem tak jak chciałem. W ustach
poczułem słodki posmak… tak smakuje Wolność.
Wyjrzałem przez okno, Cirrusy
były pod nami. Wtedy zrozumiałem, że wznieśliśmy się przerażająco
wysoko. Chmury zniknęły, wytężyłem wzrok, wtedy osłupiałem z wrażenia. Ujrzałem
kontury kontynentów, ogrom oceanów, piękno globu… Przez chwile zwątpiłem, w to
co wpajał mi Biggie, gdyż Sky już nie było limitem… Zrozumiałem, że jeśli dam z
siebie wszystko, będę ponad tym wszystkim, cały świat będzie w zasięgu ręki. Przerażenie
zastąpiło oświecenie.
I wtedy przypomniałem sobie halę odlotów, napis LOT2011, zrywający się do lotu samolot, strzałkę
wskazującą kierunek drogi… To był początek niesamowitej, mentalnej podróży. Lot
w głąb samego siebie.
Otworzyłem oczy, obrazy
rozpłynęły się jak we mgle King’a. Zobaczyłem jak papierowy samolot kręci się w
powietrzu, ostro pikując. Jak pięknie
jest marzyć…
Reasumując okładka tak jak
muzyka zabrały mnie w podróż wśród chmur pełnych rozmyślań. Design doczepił mi
skrzydła pozwalające na podróż marzeń, samolotem, którego pilotem był Te-tris.
Panie Adamie, oklaski za genialny lot! Brawa również dla mechanika: s78.
PS Jeśli nie zrozumiałeś
recenzji, odpuść sobie tą płytę, będzie dla Ciebie jedynie stekiem słów,
których sensu nie rozszyfrujesz.
Tyle.